środa, 28 października 2015

Nosa los czyli w perfumiarskim raju


Miałam przyjemność uczestniczyć w otwarciu jednego z butików laboratorium perfum Mo61.

O moich fascynacjach zapachowych opowiedziałam współzałożycielowi firmy, który zniósł grad pytań na temat życia z nosem (czy na co dzień daje więcej udręki niż przyjemności? O tak!) i skomponował pachnidło moich marzeń z najulubieńszych składników (tutaj wszystkie są z Grasse)..


Tym numer jeden jest oud /ud/ czyli żywica drzewa agarowego (kilka gatunków rosnących endemicznie w południowo-wschodniej Azji), zainfekowane przez pasożytniczy grzyb.

Niemoralna podstawa perfum osnuta jest lekkim i pozbawionym słodyczy woalem świeżości trawy cytrynowej i werbeny, gdyż cytrusowe akordy współgrają z oud, a ja nie jestem fanem owocowych źródeł związków takich jak limonen, citronellol, citral czy eugenol. Z ziołowym wręcz posmakiem paczuli, no i żywicznymi dodatkami, między innymi ambroksanem i kaszmeranem, kojarzy się z leśnym mchem (o którym nie wiedziałam, dlaczego mam go ciągle przed oczami) i dżunglą po deszczu.


Uważam, że dwieście złotych za stworzenie 30 ml własnego zapachu w eleganckim flakonie z atomizerem nie jest wygórowaną ceną, zwłaszcza że brakuje perfum oryginalnych i pozbawionych tej męczącej słodkiej nuty, która zalewa nas jak fala migreny, sącząc się zarówno z wód damskich, jak i męskich. Pachnieć sobą – to możliwe dzięki pomysłowi na pracownię zapachów, którego  autorką jest Monika Zagajska.
 
 
 
Była to prawdziwa przygoda – kupując nowe pefumy nigdy nie przewidzisz losu swojego nosa.
Gdy leży on w twoich rękach, sprawy stają się fascynujące.
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz