niedziela, 25 października 2015

Surowa noga czyli grzybkiem w gardle

Wycieczka do pięknych lasów mieszanych przyniosła koszyk grzybów.

Podgrzybki, siniaki, a nawet po dwie dość stare kury i zdeptane przez nas w pierwszej chwili maślaki.

Jesień nie jest czasem, gdy zbieram grzyby – wolę przymus zbierania wcześniejszych i najłatwiejszych w obyciu kurek. Naprawdę trzeba się uprzeć, żeby pomylić je z czymś innym. To natomiast najłatwiejsze właśnie o tej porze roku, gdy roi się od ich podróbek.

Wsparta doświadczeniem innych zdecydowałam się oczyścić grzyby trzymane w koszyku na balkonie jeszcze tego samego wieczora, a rano czyli w południe przystąpić do przygotowywania ich do spożycia.


No właśnie! Pięknie grube sine plastry, półpołowki jędrnych brązowych młodziaków, a nawet całe malasy! Tak właśnie przygotowałam al dente grzybasy. Nie ma co mówić. Herbata na tego sampla – surową nogę!
Zawsze jem niekurki nie bez lęku. Zawsze sama je oprawiam – wegański oprawca grzybów, bardzo mi przykro. Pobrałam próbke lasu w postaci koszyka z kępą saprofitów. Zasadzę pod kloszem, podłożę reszki grzybni pod to, co już rośnie, proszę bardzo.


Były też inne, warto docenić ich piękno.



 
 
 
Uduszone do maksymalnego zagrzybienia sosu, te właściwe leżą o tu, z makaronem soba.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz