Woda kokosowa czyli sok z niedojrzałego kokosa to modny napój, który ma być lepszy od izotonika. I jest, bo jak poczytać skład na butelkach z neonowymi płynami, to aż strach się bać. Tutaj stężenie elektrolitów w porządku, naturalne cukry i cała reszta związków, które jak zwykle tylko razem robią organizmowi niezwykle dobrze. I ten boski smak - pod warunkiem, że trafi się na wyjątkowo dobry napój. Nie byłam fanem, dopóki na imprezie nie opiłam sie Riri. Nie zdołałam dotrzeć wtedy do dystrybutora, ale po jakimś czasie sami odezwali się do mnie. Tak właśnie zyskałam sposobność sprobowania nowości, do której przymierzałam się ze dwa tygodnie.
Kto nie odrobił lekcji, sprawdzając wiki zamiast dostępnych strzępków informacji handlowych, mógł pod ociosaną warstwą włóknistego miąższu spodziewać się dalszych atrakcji. Tak czy siak po oberżnięciu czubka dźgałam kokosa nożem.
Dwa otwory i cała szklanka boskiego napoju, najlepszego w życiu, i energia do dalszych działań.
Najpierw ścięłam okrywę, pod którą czaiła się skorupa. Następne ciosy nożem i ciężka praca, by ją rozłupać. W środku - cienka warstwa miękkiego miąższu, który oddzieliłam za pomocą łyżeczki i oczyściłam z resztek łupinki. Teraz tylko grubo zmiksowac, dodać mąkę i płatki owsiane, mąkę jaglaną, naturalne mleczko sojowe, słodziwo: czysta tagatozę z łyżką syropu z agawy (bez niego smak był płaski) i roztopiony olej kokosowy. Odczekać, aż masa zgęstnieje, i nakładać łyżką na natłuszczony olejem kokosowym pergamin, wyrównać i piec do zrumienienia i chrupkości.
NosZaNos
wtorek, 12 kwietnia 2016
wtorek, 8 marca 2016
Zdobycze techniki dla mas czyli zobaczyć wyraźniej niepoznane
Fascynują mnie ostatnio nowoczesne technicznie urządzenia komunikacyjne codziennego użytku, które zdają się dawać na razie pstryczka w nos organizacjom, które rządzą światem i trzymają ludzi w niewiedzy. Mamy net, jutub, blogi i przenośne rejestratory wszystkiego, co tylko można wychwycić. Przestaliśmy być ślepi, ale większość ludzi woli jed6nie przeżyć - jeśli nie konsumować jak najwięcej zasobów ziemskich. Podoba mi się możliwość filmowania w hd, robienia zrzutów ekranu, edytowania obrazu...
poniedziałek, 7 marca 2016
Praliniony poniedziałek czyli jak nocą wyrabiam wegańskie trufle
Nareszcie nowe słodycze!
Praliny słonecznik-sezam-kakao:
Prażeniem słonecznika i niełuskanego sezamu zaczęłam dzień wcześniej. Schłodzone zmiksowałam do momentu, aż mój malakser z tępymi już chyba nożami już nie mógł pociągnąć. Osobno zmaśliłam wiórki kokosowe z minipuszką mleczka kokosowego, i oddzielnie jeszcze na ile dało się rozdrobnić rodzynki, suszone śliwki kalifornijskie i kawałki surowego kakao. Masę doprawiłam cynamonwm i uformowałam kulki z porcji równej łyżeczce. I potem schłodziłam, część nabiłam kolejno na patyczki do szaszłyków, powlekając później kolejno roztopioną w łaźni wodnej gorzką czekoladą 70% kakao. Zostawiłam patyczki do zastygnięcia wstawione pralinami do góry jak rozeta z lizaków. Część jeszcze lepkich obsypałam utartym w moździerzu pyłem z liofilizowanego batonika frupp, a te bez czekolady obtoczyłam w kakao.
Praliny słonecznik-sezam-kakao:
Prażeniem słonecznika i niełuskanego sezamu zaczęłam dzień wcześniej. Schłodzone zmiksowałam do momentu, aż mój malakser z tępymi już chyba nożami już nie mógł pociągnąć. Osobno zmaśliłam wiórki kokosowe z minipuszką mleczka kokosowego, i oddzielnie jeszcze na ile dało się rozdrobnić rodzynki, suszone śliwki kalifornijskie i kawałki surowego kakao. Masę doprawiłam cynamonwm i uformowałam kulki z porcji równej łyżeczce. I potem schłodziłam, część nabiłam kolejno na patyczki do szaszłyków, powlekając później kolejno roztopioną w łaźni wodnej gorzką czekoladą 70% kakao. Zostawiłam patyczki do zastygnięcia wstawione pralinami do góry jak rozeta z lizaków. Część jeszcze lepkich obsypałam utartym w moździerzu pyłem z liofilizowanego batonika frupp, a te bez czekolady obtoczyłam w kakao.
poniedziałek, 22 lutego 2016
Okrucieństwo i oświecenie czyli próba zrozumienia niezrozumiałego
Odkąd po raz pierwszy zetknęłam się z buddyzmem, mój sprzeciw budziły zwłaszcza zalecenia takie jak "nie przywiązywać się". Jak to, być człowiekiem i nie kochać, nie pragnąć, nie spalać się? Być może idea miłości wolnej od niewoli uczuć jest mi jeszcze nieznana, a może kochać w ten sposób nie jest kwintesencją człowieczeństwa? Te i inne przemyślenia wywołuje we mnie książka Petera J. Vernezza "Don't worry be stoic. Antyczna mądrość na trudne czasy". Autor przekonuje - słowami mędrców sprzed niemal 2 tysięcy lat, że jedyną postawą w życiu, która może ulżyć w cierpieniu egzystencji, jest właśnie stoicki spokój. Postawa człowieka niewruszonego kolejami losu to długa droga w kierunku przeciwnym niż konsumpcjonizm i chęć kontrolowania innych, łatwiej sobie wyobrazić niż wprowadzać w życie. Ale skoro wszystko jest niezalażne ode mnie - bo wszystko przemija, jak samo życie - to mogę zmieniać tylko siebie. Choć przeczytałam dopiero 60 stron, uderzyło mnie kilka cytatów. Marek Aureliusz: "wolny od przymusu żyj z największą radością w sercu". Autor książki: "rzeczy, nad którymi mamy kontrolę, są więcej warte od tych, nad którymi nie panujemy, ponieważ te pierwsze zawierają w sobie klucz do naszej wolności i szczęścia." Epiktet o tym, jak żyć: "w pogodnym oczekiwaniu tego, co się dopiero przydarzyć może, a w cierpliwym znoszeniu tego wszystkiego, co już się przydarzyło".
Być stoikiem to wcale nie wyrzekać się sukcesu, pieniędzy czy miłości - to znaczy nie wariować, nie żyć dla samego celu, ale dla wyższych wartości, które można śmiało nazwać moralnymi. I jeszcze jeden cytat Petera na temat stoicyzmu: "system, który bez odwoływania się do judeochrześcijańskiego boga czy do nauk o życiu wiecznym dostarcza głębokiego moralnego i duchowego przewodnictwa. Może to zaskakiwać, bo zostaliśmy nauczeni wierzyć, że bez boga i lęku przed karą moralność degeneruje się do poziomu groźnego relatywizmu, a życie pogrąża się w bezsensownym bezładzie."
Często słyszę od ateistów, że wierzą w wyższą energię. Ale czym innym jest bóg, jeśli nie zbiorową projekcją, właśnie ludzką energią? Religia jako wspólna wartość, wpojony sposób myślenia i postrzegania siebie przez człowieka, ze wszystkimi degeneracjami, których nie dało się przez lata wybielić - czy to nie wygląda jak niewolnictwo? Niewolnictwo zwane wybawieniem... Dziś, zanim zapomnieliśmy historii chrystianizacji ogniem i mieczem, wynaturzenia są na celowniku epoki internetu - czy religia nie jest zbrodnią przeciw prawdziwemu człowieczeństwu, zamaskowaną jako ścieżka chwały? Dając ludziom protezę moralności - wyznaj grzechy, a będzie ci wybaczone - i przekonanie, że nie są w stanie się z tej machiny wywinąć, bo rodzą się z grzechem pierworodnym nie z własnej winy, i nie dlatego, że sami się na ten świat prosili - najłatwiej zabić w nich wyższą moralność. Wielcy święci papieże, przymykający oko na pedofilię, rządzący pieniędzmi od czasów, gdy rodziły się wielkie fortuny - nie boję się powiedzieć, że watykan to siedziba zła. Dualizm bóg-szatan to też oszustwo, bo patrząc na strażników religii, to sługi tego samego. I obietnica życia wiecznego - czyli na obecne możemy patrzeć jak na matrix, i mamy przeżyć je, znosząc bez sprzeciwu istniejący porządek rzeczy - z przekonaniem, że teraz to nie jest życie, a możemy jedynie starać się na życie zapracować. No, ale jak będzie naprawdę, tego nie da się im za życia udowodnić.
Studiując na razie fragmenty i fakty na temat miłościwie panującej nam religii (polecam lekturę bieżącego numeru Nexusa) odkrywam ze zdumieniem, że gdyby obedrzeć ją ze wszystkich symboli i obrządków, które przejęła od religii pogańskich, niewiele by pozostało. Zważywszy na podobieństwo biblijnych historii, od Mojżesza do Jezusa, z wierzeniami innych kultur, tu także brak czegoś nowego. Być może czas, by historie tych samych ludzi, noszących odmienne imiona, zacząć traktować nieco mniej dosłownie, a bardziej alegorycznie - być może z tego płynęłaby sensowna nauka dla ludzkości. I tutaj sięgam do wiedzy o wybranych religiach pogańskich, której fascynującą skarbnicą jest strona bogowiepolscy.net. Tak jak w przypadku Majów czy Azteków, najbardziej frapują mnie ofiary składane z ludzi. Wobec wysokiego stopnia rozwoju wielu praktykujących je kultur jest to wręcz szokujące i rodzi pytania o ich sens i cel, o pojęcie ówczesnej moralności, o to, w jak wielkim stopniu i przez kogo ci ludzie o najwyższym statusie byli zniewoleni, by to robić. Dziś natknęłam się na wpis na stronie locklip.com o wielce kontrowersyjnym tytule, łączącym słowa takie jak iluminaci, ofiary z ludzi i watykan. Czytam takie newsy z wielkim przymrużeniem oka, ale świadoma, że w każdym kłamstwie jest ziarnko prawdy, że każda mistyfikacja służy przykryciu czegoś, o czym mamy się nie dowiedzieć, a jedynie z góry wszystko odrzucić albo przyjąc sfabrykowane fakty i poglądy. Zmroził mnie fragment wywiadu, przeprowadzonego z byłym członkiem wyżej wymienionej grupy, praktykującej rytualne zabójstwa, o pseudonimie Svali - mam nadzieję, że nie zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, tak jak wiele osób, które odważyły się cokolwiek publicznie powiedzieć. Przytaczam fragment, który pochodzi ponoć z jego książki dostępnej online. To kilka z 12 reguł:
not to need - nie potrzebować
not to want - nie pragnąć
not to wish - nie oczekiwać
not to care - nie dbać
betrayal is the greatest good - zdrada to najwyższe dobro
guided exercises reinforced with trauma - the goal will be to reach enlightment, an ecstatic state of dissociation reached after severe trauma - pilotowane ćwiczenia wzmacniane przez traumę - celem jest oświecenie, ekstayczny stan dysocjacji osiągany po dotkliwym urazie
learning to dissociate and increase cognition, decrease feeling - nauka dysocjacji i zwiększania percepcji/poznania, a osłabiania uczuć.
Na stronie skądinąd świetnego miesięcznika charaktery.eu znajduję psychologiczną definicję dysocjacji: (łac. dissociatio, rozdzielenie) – według amerykańskiej klasyfikacji zaburzeń (DSM-IV) dysocjacja rozumiana jest jako „rozłączenie funkcji, które normalnie są zintegrowane, czyli świadomości, pamięci, tożsamości, czy percepcji”. Pojęcie [...] oznacza mechanizm, w wyniku którego nieświadome i utrwalone wyobrażenia, często spowodowane przez traumatyczne doświadczenia z wczesnego dzieciństwa, oddzielają się od świadomości i stają się psychicznymi automatyzmami, które mogą przejmować kontrolę nad zachowaniem danej osoby.
Być niezależnym od uczuć, to dla niektórych być doskonałym. Wokół nas pełno jest psychopatów, czyli osób niezdolnych do uczuć wyższych. W doskonałym "psycho-thrillerze" medycznym "Pacjent" Juana Jurado-Gomeza mamy postać Pana White (czytając o nim automatycznie ujrzałam w tej roli Madsa Mikkelsena), który pozbawiony uczuć manipuluje innymi, wykorzystując przeciwko nim właśnie to coś, co uważa za naajwiększą ludzką słabość.
Czy nadrzędny byt jest poza uczuciami, a najprostszą drogą do niego jest złamanie wszelkich tabu? Jeśli tak, musi być też inna droga - inaczej chcę być tylko zniewolonym człowiekiem...
Nie daje mi to jednak spokoju. Bo jeśli droga do utraty uczuć prowadzi do zmiewolonej kolaboracji pełnej korzyści materialnych w dotychczasowym życiu, to mam pytanie - z kim oni współpracują? Biorąc pod uwagę mnogość rodzajów tych bytów, powtarzany wszędzie fakt, że ci wyżsi od nas porozumiewają się za pomocą telepatii, to stąd już prosta droga do jednej świadomości, wspólnego umysłu. W takiej społeczności nie ma już miejsca na knowania przeciw sobie, na zło relatywne - czy zatem wyższy poziom rozwoju może obyć się bez moralności?
środa, 17 lutego 2016
Programowalna materia czyli woda na młyn
Tamtego poranka z dziesięć dni temu czytałam o hapto-klonach i hologramach dotykalnych za sprawą stojących fal ultradźwiękowych. Jednak to, co odkryłam wieczorem, po raz kolejny kazało mi iść spać z młynem w głowie. I przestać pisać. Programowalna materia intela? Proszę bardzo. Nawet pooglądać już można i posłuchać nie o pomysłach, ale o kolejnych etapach planu, wystarczy wpisać programmable matter.
Nowe doniesienia:
http://qz.com/584704/japanese-scientists-have-created-a-new-type-of-hologram-that-you-can-actually-feel/
I tak natknęłam się na zapierającą dech w piersiach stronę na temat tego, co wydarzy się w tym roku i przez nastepne kilka dekad - albo i dalej naprzód... Brzmi fantastycznie, ale to jednak strona oparta na wiedzy o najnowszych odkryciach i projektach wiodących firm na całym świecie, oraz ich konkretnie wyznaczonych planach rozwojowych. Niestety, przerażająca lektura ta strona futuretimeline.net.
Tak trafiłam na petaflopy. To najnowsza jednostka zdolności obliczeniowej komputerów. Obecny rekord należy do Chin, 100 tychże jednostek, lecz amerykanie już mierzą w 160. Takie komputery mogą już sterować inteligentymi cząstami, miu-czipami albo wręcz nanodrobinami, gdy te są naładowane elektrycznie. Mówi się o żelazie i irydzie, i matrycy umożliwiającej się jej przemieszczanie. Przerażające, jak idea żywej czarnej substancji (oprócz black goo sprawdzić warto też black water i black ice) istnieje w kulturze od co najmniej pięćdziesięciu lat i coraz intensywniej pojawia się w filmach, serialach, teledyskach i reklamach. Wracając do komputerów, odchodzić też może sprawa zasilania, bo choćby dzięki użyciu stworzonych niedawno prostych układów sprzężonych, udaje się dobitnie zwielokrotnić bardzo niskie natężenia prądu. Ten niedawny wynalazek nie doczeka się jednak szerszej uwagi, podobnie jak wiele innych, zwłaszcza wykorzystujących odnawialne źródła energii.
I kolejne odkrycia. Budowa windy w przestrzeń kosmiczną na linie z diamentowych nanorurek stworzonych z benzenu? Komu się to nie śniło, w wikipedii znajdzie pod hasłem space elevator. No a winda na księżyc - projekt pod hasłem lunar space elevator też jakże obszernie rozpisany. W 2005 roku nasa wydała raport finansowy z pierwszej fazy projektu. Do 2020 roku planują wprowadzić to w życie!
Filmik symulacyjny z logo liftport ma "użytkownik" jutuba ElevatorToSpace.
A tymczasem na Ceres odkryto coś jakby piramidę... Planetka znajduje się między Marsem i Jupiterem i po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć ją w ubiegłym roku dzięki sondzie Dawn. Znaleziono rozświetlone miejsca w kraterach, a jedyna góra nazwana Ahura Mons wznosi się tuż obok krateru, i jest stożkiem o wysokości 4 mile (najwyższy szczy Ziemi ma 5,5 mili) i średnica 10 mil. Polecam kanał na jutubie Business Insider Science, gdzie można obejrzeć tę Ceres.
I tak dziesięć dni minęło, a ja wciąż nie ochłonęłam po obejrzeniu mnóstwa filmów i dokumentów. Czarna materia w pękniętych drzewach, w martwym lesie.
Zdjęcia podobnej substancji - w znaleziskach archeologicznych i meteorytach. W wodzie deszczowej. W ludziach? I choroba morgellonów, choć cierpi na nią kilkadziesiąt tysięcy ludzi, nie została nawet do chorób zakwalifikowana, choć polega na tworzeniu się w ciele dziwnych włókien, które tkwią w niegojących się latami ranach. Tylko dla osób o mocnych nerwach. Sprawa oddwiertu kolskiego, który zakończył się na głębokości 12 km z powodu nadmiaru wody w skałach, przy temperaturze zaledwie 120C. Ostatnie pół kilometra zabrało dekadę i mnóstwo istnień, a całą resztę wcześniej pokonano zaledwie w rok. I nasz polski pupilek kopernik, uczeń tej samej szkoły, z której wywodzą się przedstawiciele najbardziej wpływowego kierownictwa nad rozwojem ludzi. Sprawa trójkąta równobocznego, piramidy z okiem znanej z banknotu, według której słońce znajduje się na wysokości równej wysokości trójkąta równobocznego, tworzonego przez płaszczyznę ziemi. Co według największych już teorii jest nie tylko prawdziwe, ale i jej kulistość tak naprawdę nie daje się dowieść. Obliczywszy to, korzystając z danych w wikipedii, otrzyma się 11047,2566 metra.
No i nieco lżej teraz. Podwójne słońca i powielone obrazy księżyca, hologramy, mora na niebie, spiralne portale, słyszane na całym świecie dźwięki, głośne niczym przesuwanie gór metalu, wiązki promieni - na wielu zdjęciach ze sfinksa czy południowoamerykańskich piramid. Ukryty żeński sfinks w kopcu równoległym do zniszczałego. Piramidy bateriami. Wykryte fale o częstotliwości 28 Hz. Dokąd odleciały czubki piramid? Obiekty, budowle i drogi na księżycu i marsie. Wobec tysiąca dowodów w necie coś musi być prawdziwe. I prawdziwa polityka obecnej wojny, światowego długu, kierunków rozwoju ustrojów. Puste pilnowane ogrodzone obozy na tysiące osób, na alsce jako zamknięty ośrodek psychiatryczny na dwa miliony. Plan wprowadzenia z usa obowiązkowych badań pod kątem depresji, najpierw dla dobra przyszłych i nowych matek, ze wskazaniem leczenia, w tym za pomocą środków farmakologicznych. Nie wspomnę rezerwy federalnej, trzech jej przeciwników, którzy zatonęli z titanikiem na krótko przed wprowadzeniem systemu dominacji kultury dwudziestego wieku za pomocą rozdmuchanych środków. I starszawy pan lash, kojarzony z obcymi kontaktami, który w la zgromadził 12 tysięcy sztuk broni wartej trzy miliony, 7 ton amunicji, materiały wybuchowe, wozy pustynne i dwieście trzydzieści tysięcy dolców w gotówce. Można by powiedzieć, parafrazując słynny filmik z centrum na jutubie, że "taka sytuacja". Ale wśród tych "teorii spikowych" coś musi być prawdziwe. Tylko, że wśród tego wszystkiego większość to celowa dezinformacja, szerzona przez największych. Ujawniane strzępki informacji, sztuczny obraz świata w mediach, manipulacja. Jeśli jednak ktoś sądzi, że nic się wokół nas nie dzieje, jest w wielkim błędzie.
Według ODD TV - "broń masowego oszustwa":
poniedziałek, 8 lutego 2016
Wielkie holo czyli zdjęcia nieba
Polecam zdjęcia i filmy pod hasłem sky hologram.
Miasta w chmurach tworzone są też całkiem legalnie od ładnych kilku lat.
I link do artykułu:
http://www.examiner.com/article/more-evidence-for-arizona-lights-as-a-holographic-projection
Na jutubie można zobaczyć już doświadczenia z hologramami, których można dotknąć. Do wykorzystania np. jako bezdotykowe, wirtualne włączniki światła. Jak to działa? Wiem tylko, że z wykorzystaniem promieniotwórczych izotopów baru i strontu. Bardzo zachęcające, doprawdy.
Wracając do holo:
Oraz:
Oraz zdjęcie, na którym widać, że obraz miasta jest stworzony przez powielanie elementów:
Te ostatnie ze strony
http://chemtrailsplanet.net/2015/10/21/chemical-aerosols-provide-canvas-for-chinas-floating-city-hologram/
I na koniec zdjęcie ze strony
http://www.wildheretic.com/wp-content/uploads/2013/05/pacman-moon1.png
Miasta w chmurach tworzone są też całkiem legalnie od ładnych kilku lat.
I link do artykułu:
http://www.examiner.com/article/more-evidence-for-arizona-lights-as-a-holographic-projection
Na jutubie można zobaczyć już doświadczenia z hologramami, których można dotknąć. Do wykorzystania np. jako bezdotykowe, wirtualne włączniki światła. Jak to działa? Wiem tylko, że z wykorzystaniem promieniotwórczych izotopów baru i strontu. Bardzo zachęcające, doprawdy.
Wracając do holo:
Oraz:
Oraz zdjęcie, na którym widać, że obraz miasta jest stworzony przez powielanie elementów:
Te ostatnie ze strony
http://chemtrailsplanet.net/2015/10/21/chemical-aerosols-provide-canvas-for-chinas-floating-city-hologram/
I na koniec zdjęcie ze strony
http://www.wildheretic.com/wp-content/uploads/2013/05/pacman-moon1.png
środa, 3 lutego 2016
Tłusty zadek czyli próbują podejść mnie wegańskim pączkiem
Przez wiele lat miałam spokój, zwąchując smalec z ociekających lukrem pączków. Teraz kusiciele wegan próbują podejść mnie pączkiem smażonym w innym przegrzanym tłuszczu. Czy ulegnę? To zależy, czy mój jedyny zaufany lokal - Vegan Pizza, zwany też Vegas Pizza - będzie serwować je tak jak wegańskie lody w lecie, na które oczywiście przez całe lato nie zdążyłam.
Ratują mnie jednak pizzą na kawałki w chwilach krwiożerczego głodu - codziennie jest inna, a sos czosnkowy jest tak pyszny, że zabija smak "sera" Violife. Jak na razie tylko taki jest dostępny w większych opakowaniach. Do domowego użytku polecam jednak "ser" Wilmersburger. Smak i kolor - zawczasu przyciemniony, bo wegańskie zamienniki nie rumienią się - są super, a produkt można nabyć w moim ulubionym sklepie evergreen.pl.
Wracając do pączków i podobnych chrustów...
Al Pacino vel Tony Montana też znał polskie pączki i faworki.
I nie szkodzi, że reklamuję lokal. Byłam tam. Nie jadłam, bo nie musiałam, ale wszystko sobie obejrzałam. Aprobuję - oprócz faktu i informacji, że serwują wodę z kranu. Żadna ilość akcji informacyjnych i ulotek nie przekonają człowieka przy zdrowych zmysłach, że woda z kranu położonego dalej niż sąsiedztwo warszawskich Filtrów jest pyszniutka. No, chyba że ktoś ma ujęcie oligoceńskie lub coś równie fartownego. A że cuchnie i smakuje paskudnie, to żaden człowiek przy zdrowym rozumie nie uzna, że jest zdrowa. Nie będę rozwijać tylko wymienię - pozostałości chloru (schorzenia dróg moczowych i rak pęcherza), metale ciężkie (dodatek extra do marchewki i buraków), zanieczyszczenia z wody technicznej, no i wszystko to, czego nie da się usunąć tradycyjnymi metodami, czyli pozostałości pestydydów i leków - w tym antybiotyków i estradiolu.
Mu-szy-nian-ka!!!
PS. Pączek był, smakował zwyczajnie, miał za dużą komorę powidłową i za mało konfitury z róży, oraz dawał o sobie znać przez 3 godziny...
Ratują mnie jednak pizzą na kawałki w chwilach krwiożerczego głodu - codziennie jest inna, a sos czosnkowy jest tak pyszny, że zabija smak "sera" Violife. Jak na razie tylko taki jest dostępny w większych opakowaniach. Do domowego użytku polecam jednak "ser" Wilmersburger. Smak i kolor - zawczasu przyciemniony, bo wegańskie zamienniki nie rumienią się - są super, a produkt można nabyć w moim ulubionym sklepie evergreen.pl.
Wracając do pączków i podobnych chrustów...
Al Pacino vel Tony Montana też znał polskie pączki i faworki.
I nie szkodzi, że reklamuję lokal. Byłam tam. Nie jadłam, bo nie musiałam, ale wszystko sobie obejrzałam. Aprobuję - oprócz faktu i informacji, że serwują wodę z kranu. Żadna ilość akcji informacyjnych i ulotek nie przekonają człowieka przy zdrowych zmysłach, że woda z kranu położonego dalej niż sąsiedztwo warszawskich Filtrów jest pyszniutka. No, chyba że ktoś ma ujęcie oligoceńskie lub coś równie fartownego. A że cuchnie i smakuje paskudnie, to żaden człowiek przy zdrowym rozumie nie uzna, że jest zdrowa. Nie będę rozwijać tylko wymienię - pozostałości chloru (schorzenia dróg moczowych i rak pęcherza), metale ciężkie (dodatek extra do marchewki i buraków), zanieczyszczenia z wody technicznej, no i wszystko to, czego nie da się usunąć tradycyjnymi metodami, czyli pozostałości pestydydów i leków - w tym antybiotyków i estradiolu.
Mu-szy-nian-ka!!!
PS. Pączek był, smakował zwyczajnie, miał za dużą komorę powidłową i za mało konfitury z róży, oraz dawał o sobie znać przez 3 godziny...
sobota, 30 stycznia 2016
Kto się soi nie boi czyli czy to będzie kolejna gotująca niedziela?
Soja jest zdrowa, antynowotworowa, ale jeśli jest bio a nie gmo, i przygotowana we właściwy sposób. Przeczytałam właśnie, że groźny klon Roundup Ready czyli soja odporna na omnipestycyd (który wkrótce wyeliminuje wraz ze swoją kliką całą roślinność wraz ze wszystkimi innymi organizmami) ma nie tylko mniej witalnych enzymów antyoksydacyjnych, ale też wytwarza toksyczny formaldehyd zwany formaliną... A każda zmodyfikowana odmiana jest inna... Jeśli więc jeść soję z korzyścią dla zdrowia, to tylko eko. Najlepsza jest fermentowana, gdyż pożyteczne mikroorganizmy sprawiają m.in., że jej składniki są lepiej strawne. Patrz: tempeh (zawsze polecam tylko poznański Merapi...), świeże miso, sos sojowy... ale za obślizgłe i nieprzyjemne natto z jego antynowotworowymi związkami niestety podziękuję.
Soja a nowotwory - jedzona regularnie zapobiega, a przeciwne opinie można sobie w buty włożyć - tak jak badania, które miały tego dowieść kilkadziesiąt lat temu. Bo jak się przeszczepia szczurowi nowotwór i karmi go końskimi dawkami związków wydzielonych z soi to o czym w ogóle mowa?
W każdym razie ręce precz od sojowych kotletów, granulatów i innych teksturatów, nawet izolatów białek. Mleczko sojowe, tofu i gotowane ziarna, czyli powrót do korzeni. To zbilansowane źródło wielu podstawowych związków odżywczych poza kilkoma witaminami... I tak właśnie wróciłam w ubiegły weekend z którego pozostały mi dopiero dziś przejedzone pasty oraz pyszne orzeszki.
Zdjęcie z bloga Sufrin's:
http://kuchniaweganska.over-blog.com/article-orzeszki-sojowe-73053486.html
Sprawa wygląda następująco: można piec nasiona namoczone jw., ale ja zawsze piekę ugotowaną, bo tak przerabiam nasiona w pierwszej kolejności. Zawsze namaczam całą torebkę, a jak ma ona kilogram jak teraz, to ty, bardziej nie wszystko można zjeść ze szpinakiem i amarantusem (i sosem z harissy, oleju z lnianki, sosu sojowego Kikkoman i soku z cytryny) czy też przerobić na pasty.
Toteż stwierdzam, że soję gotowaną i lekko osoloną najlepiej piec w 150-160ºC z wyciągiem do momentu, gdy nie tylko popęka, ale też ładnie się zrumieni. Oraz że dodatek oliwy z przyprawami od początku pieczenia sprawia, że orzeszki nie są chrupiące, a raczej gumowe. Następnym razem zrobię tak, jak z orzechami z patelni (ceramicznej) – najpierw prażę je równomiernie czyli przewracając, ale tak, by nie dymiły. Gdy już grzanie grozi przypaleniem (zapach zmienia się z przyjemnego na niepokojący...), szybko zsypuję je na zimną powierzchnię ceramicznej formy do pieczenia, skrapiam 1/2 łyżeczki oliwy i pokrywam nią równomiernie powierzchnię; solę, pieprzę itd. itp... Być może soję będę też wkrótce prażyć na patelni, ale zawsze po przepłukaniu wodą z klejącego sosu. Oraz zawsze będę marnować pół rolki ręczników papierowych na osuszanie ziaren strączków do pieczenia na woskowanym pergaminie, bo wtedy są najlepsze.
Przerobiwszy wszystkie pozostałości na trwłe orzeszki, w jutrzejszą niedzielę być może wezmę się za ciastka ze słodkich ziemniaków i orzechów, pewnie na pewno będę robić (z mężem) smażony tempeh "po grecku" z ekologiczną marchewką z biedronki i nieekologicznym selerem naciowym, a może nawet tofucznicę czyli sojecznicę z kurkumą i czarną solą kala namak, kmtóra po zmieleniu jest różowa i śmierdzi niemiłosiernie przez torebkę siarkowodorem - na pewno daje jajecznego kopa, ale aż się boję wielkiego otwarcia folii...
Soja a nowotwory - jedzona regularnie zapobiega, a przeciwne opinie można sobie w buty włożyć - tak jak badania, które miały tego dowieść kilkadziesiąt lat temu. Bo jak się przeszczepia szczurowi nowotwór i karmi go końskimi dawkami związków wydzielonych z soi to o czym w ogóle mowa?
W każdym razie ręce precz od sojowych kotletów, granulatów i innych teksturatów, nawet izolatów białek. Mleczko sojowe, tofu i gotowane ziarna, czyli powrót do korzeni. To zbilansowane źródło wielu podstawowych związków odżywczych poza kilkoma witaminami... I tak właśnie wróciłam w ubiegły weekend z którego pozostały mi dopiero dziś przejedzone pasty oraz pyszne orzeszki.
Zdjęcie z bloga Sufrin's:
http://kuchniaweganska.over-blog.com/article-orzeszki-sojowe-73053486.html
Sprawa wygląda następująco: można piec nasiona namoczone jw., ale ja zawsze piekę ugotowaną, bo tak przerabiam nasiona w pierwszej kolejności. Zawsze namaczam całą torebkę, a jak ma ona kilogram jak teraz, to ty, bardziej nie wszystko można zjeść ze szpinakiem i amarantusem (i sosem z harissy, oleju z lnianki, sosu sojowego Kikkoman i soku z cytryny) czy też przerobić na pasty.
Toteż stwierdzam, że soję gotowaną i lekko osoloną najlepiej piec w 150-160ºC z wyciągiem do momentu, gdy nie tylko popęka, ale też ładnie się zrumieni. Oraz że dodatek oliwy z przyprawami od początku pieczenia sprawia, że orzeszki nie są chrupiące, a raczej gumowe. Następnym razem zrobię tak, jak z orzechami z patelni (ceramicznej) – najpierw prażę je równomiernie czyli przewracając, ale tak, by nie dymiły. Gdy już grzanie grozi przypaleniem (zapach zmienia się z przyjemnego na niepokojący...), szybko zsypuję je na zimną powierzchnię ceramicznej formy do pieczenia, skrapiam 1/2 łyżeczki oliwy i pokrywam nią równomiernie powierzchnię; solę, pieprzę itd. itp... Być może soję będę też wkrótce prażyć na patelni, ale zawsze po przepłukaniu wodą z klejącego sosu. Oraz zawsze będę marnować pół rolki ręczników papierowych na osuszanie ziaren strączków do pieczenia na woskowanym pergaminie, bo wtedy są najlepsze.
Przerobiwszy wszystkie pozostałości na trwłe orzeszki, w jutrzejszą niedzielę być może wezmę się za ciastka ze słodkich ziemniaków i orzechów, pewnie na pewno będę robić (z mężem) smażony tempeh "po grecku" z ekologiczną marchewką z biedronki i nieekologicznym selerem naciowym, a może nawet tofucznicę czyli sojecznicę z kurkumą i czarną solą kala namak, kmtóra po zmieleniu jest różowa i śmierdzi niemiłosiernie przez torebkę siarkowodorem - na pewno daje jajecznego kopa, ale aż się boję wielkiego otwarcia folii...
czwartek, 28 stycznia 2016
Shit-take czyli polskie grzyby niepolskie
Shiitake to azjatycki grzyb-superfood, kapelusznik jak nic będący połączeniem brązowej pieczarki i boczniaka o działaniu prozdrowotny oraz rarytas smakowy.
Zanim jeszcze wykonałam wieczorem steki shiitake, miałam z samego rana styczność z takim oto tortowym zgliszczem w lodówce w pracy.
Zgliszcza od wczoraj pachniały zadziwiająco pięknie, choć były raczej połówką lub jednym ze świeżych tortów i czymś, co mój wegański mózg postrzega jedynie jako ciekawy widok. Przeżywszy aktywny dzień na razowcu z własnym majonezem, wędzonym tofu i pomidorem, batoniku z nerkowców, płatkach orkiszowych z mleczkiem sojowym i eko-bananem, warzywach z jubą i sokiem pomidorowym oraz daktylach z nerkowcami, postanowiłam przygotować na jutro po raz pierwszy w życiu wschodnie grzyby jako kropkę nad "i" (chociaż był nią tak naprawdę najpiękniejszy granat gruchnięty o północy). Ekologiczny oznacza tak dojrzały i świeży, jakiego nigdy nie kupiłam w życiu. Zobaczyłam nareszcie, skąd nazwa owocu, gdy zdjąwszy delikatnie skórę oderwałam pokład kanciasto-obłych kryształków w kolorze półszlachetnych granatów.
Grzyby umyłam, osuszyłam, odcięłam tarde ogonki.
Z obu stron piękne.
Tak więc wrzuciłam na rozgrzany miks rafinowanego niestety oleju rzepakowego i średnio ostrej oliwy i podsmażyłam równomiernie na tyle, by można było nalać sos sojowy Kikkoman.
A później z drugiej strony i na małym ogniu przyprażyłam na złoto jak steki.
Efekt końcowy? Spróbowałam sampla który na ciepło jest najlepszy i zadzwił mnie swoim złożonym i bogatym smakiem z mocnymi nutami mięsnymi i nawet cebulowymi (złudzenie?) oraz teksturą chrupiącą i elastyczną w środku. Jutro zjem z mocno sprażoną szalotką, posiekaną drobno natką i czerwono-biała komosą. Bardzo optymistyczne to jedzenie.
PS. Następnego dnia... kapelusze z czerwono-białą komosą i sosem z natki, harissy, oleju rydzowego czyli lnianki oraz soku z cytryny.
Zanim jeszcze wykonałam wieczorem steki shiitake, miałam z samego rana styczność z takim oto tortowym zgliszczem w lodówce w pracy.
Zgliszcza od wczoraj pachniały zadziwiająco pięknie, choć były raczej połówką lub jednym ze świeżych tortów i czymś, co mój wegański mózg postrzega jedynie jako ciekawy widok. Przeżywszy aktywny dzień na razowcu z własnym majonezem, wędzonym tofu i pomidorem, batoniku z nerkowców, płatkach orkiszowych z mleczkiem sojowym i eko-bananem, warzywach z jubą i sokiem pomidorowym oraz daktylach z nerkowcami, postanowiłam przygotować na jutro po raz pierwszy w życiu wschodnie grzyby jako kropkę nad "i" (chociaż był nią tak naprawdę najpiękniejszy granat gruchnięty o północy). Ekologiczny oznacza tak dojrzały i świeży, jakiego nigdy nie kupiłam w życiu. Zobaczyłam nareszcie, skąd nazwa owocu, gdy zdjąwszy delikatnie skórę oderwałam pokład kanciasto-obłych kryształków w kolorze półszlachetnych granatów.
Grzyby umyłam, osuszyłam, odcięłam tarde ogonki.
Z obu stron piękne.
Tak więc wrzuciłam na rozgrzany miks rafinowanego niestety oleju rzepakowego i średnio ostrej oliwy i podsmażyłam równomiernie na tyle, by można było nalać sos sojowy Kikkoman.
A później z drugiej strony i na małym ogniu przyprażyłam na złoto jak steki.
Efekt końcowy? Spróbowałam sampla który na ciepło jest najlepszy i zadzwił mnie swoim złożonym i bogatym smakiem z mocnymi nutami mięsnymi i nawet cebulowymi (złudzenie?) oraz teksturą chrupiącą i elastyczną w środku. Jutro zjem z mocno sprażoną szalotką, posiekaną drobno natką i czerwono-biała komosą. Bardzo optymistyczne to jedzenie.
PS. Następnego dnia... kapelusze z czerwono-białą komosą i sosem z natki, harissy, oleju rydzowego czyli lnianki oraz soku z cytryny.
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Absolutnie bombastycznie czyli kocham Carpenter Brut
Wytrawny muzyczny szampan w najlepszym stylu, bombastyczny do granic wytrzymałości bez tańczenienia bądź podrygiwania. Album "Trilogy" to mój hit!
A na dodatek można posłuchać go tutaj:
https://carpenterbrut.bandcamp.com/album/trilogy
A na dodatek można posłuchać go tutaj:
https://carpenterbrut.bandcamp.com/album/trilogy
piątek, 22 stycznia 2016
Fascynująca Ziemia czyli obsesja map
Ostatnio interesowałam się budową geologiczną Ziemi, a zwłaszcza tzw. nieciągłościami. To oszacowane na podstawie anomaliów pomiarowych zmiany właściwości jej materii. Oto teoretyczny model warstwowy naszej planety.
Pierwszą jest nieciągłość Mohorovicicia, w skrócie Moho. Oto ciekawy artykuł po polsku:
http://forumakad.pl/archiwum/2009/04/30_jak_gleboko_jest_moho.html
Ponieważ skorupa ziemska jest najcieńsza w okolicy Oceanu Indyjskiego, aktualnie będą podejmowane próby przewiercenia się przez tę tajemniczą granicę. Leży ona na głębokości zaledwie ok. 15 km; wcześniejsze bezskuteczne próby dotarcia do nieciągłości Moho sięgnęły maksymalną w historii głębokość 12 km w 1979 roku na Półwyspie Kolskim. Dla zagwozdki zacytuję Wikipedię przytaczając rozmiary Ziemi - średni promień to 6371 km.
To wszystko bardzo ciekawe w odniesieniu do teorii pustej Ziemi (hollow Earth), którą wkrótce rozwinę.
I jeszcze wizja tej nieciągłości pod Antarktyką.

Na podstawie obserwacji optycznych dowodzi się też, że żyjemy wewnątrz kuli, i tam też jest nasz wszechświat. Zastanawiam się, jak to może być możliwe, ale ponieważ mogę dowolnie sobie hipotetyzować, być może starując poza pole Ziemi przenosimy się do innego wymiaru?
Bardzo ciekawa jest Droga Mleczna, która przecina Pas Kuipera.
Mleczna Droga to galaktyka spiralna około 100 mld. gwiazd, rozłożonych w formie dysku z poprzeczką; ma kilka spiralnych ramion wokół centrum.
Średnica dysku wynosi ok. 100 tysięcy lat świetlnych. Słońce znajduje się w odległości ok. 30 tysięcy lat świetlnych od jądra galaktyki w Ramieniu Oriona – mały czerwony kwadracik. Widzimy ją w postaci wstęgi, bo nasz Układ Słoneczny znajduje się w jej środku. Istnieją teorie, że jest tunelem do podroży w czasie.
Mleczna Droga, wizja z mojej ulubionej strony:
http://www.bibliotecapleyades.net/universo/cosmos15.htm
Tak jakby przejście poza orbitę Neptuna (do strefy transnepunów) było podróżą do innego wymiaru. I pewnie jest, zwłaszcza że dopiero co odkryto dziesiątą planetę, według oobecnej klasyfikacji planet, w każdym razie jej orbita jest bardzo rozciągnięta i twór ten o ciągle nieokreślonych właściwościach nawiedza nas bardzo rzadko.
A że zainteresowałam się mapami, odkryłam być może warte eksplorowania źródło wiedzy, jakim jest Google Earth. Tu ciekawie:
http://www.gearthblog.com/blog/archives/2016/01/understanding-google-earth-ocean-floor-data.html
Poniższe zdjęcie pochodzi ponoć z Earth-5, domyślam się, że odnosi się to do Google Earth 5.0 z 2009 roku. Wygląd fantastyczny, udało mi się pojąć, że jest to model topograficzny litosfery.
Oryginalny opis ze strony
http://peterbird.name/publications/2008_torque_balances/2008_torque_balances.htm
Mercator projection of most of the Earth5 thin-shell spherical finite-element grid used in this study. Green lines are continuum element boundaries; largest elements have 240-km sides. Red lines with dip marks are fault elements, along plate boundaries and within orogens: no tick = 90° dip; straight tick = 55°; box = 45°; open triangle = 20°; filled triangle = 14° (subduction zone).
Pierwszą jest nieciągłość Mohorovicicia, w skrócie Moho. Oto ciekawy artykuł po polsku:
http://forumakad.pl/archiwum/2009/04/30_jak_gleboko_jest_moho.html
Ponieważ skorupa ziemska jest najcieńsza w okolicy Oceanu Indyjskiego, aktualnie będą podejmowane próby przewiercenia się przez tę tajemniczą granicę. Leży ona na głębokości zaledwie ok. 15 km; wcześniejsze bezskuteczne próby dotarcia do nieciągłości Moho sięgnęły maksymalną w historii głębokość 12 km w 1979 roku na Półwyspie Kolskim. Dla zagwozdki zacytuję Wikipedię przytaczając rozmiary Ziemi - średni promień to 6371 km.
To wszystko bardzo ciekawe w odniesieniu do teorii pustej Ziemi (hollow Earth), którą wkrótce rozwinę.
I jeszcze wizja tej nieciągłości pod Antarktyką.

Na podstawie obserwacji optycznych dowodzi się też, że żyjemy wewnątrz kuli, i tam też jest nasz wszechświat. Zastanawiam się, jak to może być możliwe, ale ponieważ mogę dowolnie sobie hipotetyzować, być może starując poza pole Ziemi przenosimy się do innego wymiaru?
Bardzo ciekawa jest Droga Mleczna, która przecina Pas Kuipera.
Mleczna Droga to galaktyka spiralna około 100 mld. gwiazd, rozłożonych w formie dysku z poprzeczką; ma kilka spiralnych ramion wokół centrum.
Średnica dysku wynosi ok. 100 tysięcy lat świetlnych. Słońce znajduje się w odległości ok. 30 tysięcy lat świetlnych od jądra galaktyki w Ramieniu Oriona – mały czerwony kwadracik. Widzimy ją w postaci wstęgi, bo nasz Układ Słoneczny znajduje się w jej środku. Istnieją teorie, że jest tunelem do podroży w czasie.
Mleczna Droga, wizja z mojej ulubionej strony:
http://www.bibliotecapleyades.net/universo/cosmos15.htm
Tak jakby przejście poza orbitę Neptuna (do strefy transnepunów) było podróżą do innego wymiaru. I pewnie jest, zwłaszcza że dopiero co odkryto dziesiątą planetę, według oobecnej klasyfikacji planet, w każdym razie jej orbita jest bardzo rozciągnięta i twór ten o ciągle nieokreślonych właściwościach nawiedza nas bardzo rzadko.
A że zainteresowałam się mapami, odkryłam być może warte eksplorowania źródło wiedzy, jakim jest Google Earth. Tu ciekawie:
http://www.gearthblog.com/blog/archives/2016/01/understanding-google-earth-ocean-floor-data.html
Poniższe zdjęcie pochodzi ponoć z Earth-5, domyślam się, że odnosi się to do Google Earth 5.0 z 2009 roku. Wygląd fantastyczny, udało mi się pojąć, że jest to model topograficzny litosfery.
Oryginalny opis ze strony
http://peterbird.name/publications/2008_torque_balances/2008_torque_balances.htm
Mercator projection of most of the Earth5 thin-shell spherical finite-element grid used in this study. Green lines are continuum element boundaries; largest elements have 240-km sides. Red lines with dip marks are fault elements, along plate boundaries and within orogens: no tick = 90° dip; straight tick = 55°; box = 45°; open triangle = 20°; filled triangle = 14° (subduction zone).
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
















































