Każdy chyba zna jakąś historię
bezpłodnego autora, który próbuje wycisnąć z siebie perłę
geniuszu, jeśli mogę to tak ująć. Nie każdemu jednak wychodzi
„Lśnienie”, jeśli mogę tak to metaforycznie zestawić. W moim
przypadku zachować sens wypowiedzi, kiedy wokół zawierucha – to
całkiem niemożliwe.
Zamiast jednak wpadać w szaleństwo, warto zainwestować w swoje zdrowie i dobre samopoczucie, przygotowując coś arcyzdrowego i przy okazji przepysznego – tak, że można jeść słodycze na co dzień i zamiast wyrzutów sumienia mieć poczucie dobrze zainwestowanych kalorii. Dlatego właśnie robię surowe i prażone batony – o czym już wkrótce. Na razie jednak myślę intensywnie o przepisach ze strony nouveauraw.com – i gromadzę składniki.
Dla inspiracji kilka zdjęć.
Ponieważ nie liczę na znalezienie i
wydanie masy kasy na mąkę z „tygrysich orzechów” (tiger nut)
– jak na razie widziałam coś w ten deseń tylko w sklepie wędkarskim. Ale to
były kulki z mąki i syropu z tego orzecha, ponoć atraktant „dla”
karpi – z naturalnym sodzikiem, więc może zrobić z nich ten
spód... Żartuję, bo mam mąkę z orzecha kokosowego, mleczko
kokosowe, olej kokosowy, czipsy kokosowe i napój kokosowy. Dzięki
nim moja niedola powinna jak za dotknięciem kokosa zamienić się w dolę – chyba że będzie tak
pięknie, jak z dynią...



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz